Pochwała dyń i kościotrupów

Wczuwam się w listopad. Lampion dyniowy format XXXL gotowy, kilka ozdobnych dyń w malowniczej grupce dekoruje telewizorek,  zupa dyniowa na obiad i jeszcze pestki do skubania przed kompem, czysty zysk! Czekam na wieczór, by odpalić świeczki w środku i cieszyć się efektem. Warto było zanurzając ramię po łokcie wyciągać mokre i zimne dyniowe flaki. Na cześć „Wilka w owczej skórze” lampion XXXL ma wampirze kiełki.


Roman byłby rozbawiony lub zniesmaczony… nie wiem jakie jest jego podejście do Halloween. Bo ja lubię. Mam w nosie, że amerykańskie. Jak dla mnie może być zgodne z tradycją meksykańską:
z kolorowymi maskami, kościotrupami i piknikami na tęczowych grobach, raczeniem się teqiulą z pradziadkiem (kieliszki gorzałki obowiązkowo wylewane na ziemię nagrobną), słodyczami, fajerwerkami i dzieciakami wymalowanymi jak bella mort. Lubię turpizm w wersji light: ulice pełne dyń, kościotrupów, duchów, wampirów, potworów, zombiaków, mumii. Lubię poprzebierane dzieciaki zbierające cukierki.

I dorosłe imprezy, na których można zaszaleć z kreatywnością i wyskoczyć w najbardziej odjechanym kostiumie. Seksownie makabrycznym, lub tylko makabrycznym, do wyboru, do koloru. Nerdy mają pole do popisu, jako doskonale obeznani z horrorami i cosplayem.
Lubię ten dzień, który jest jak alternatywna rzeczywistość, wzięta w klamrę niesamowitości i świetnej zabawy. Pełną fantazji odskocznię od codzienności.
Zwyczajnie lubię święta pozytywne, radosne, przywodzące do uśmiechu, a nie bogoojczyźnianego marudzenia. My jako naród mamy skłonność do bycia joy killerami. Nasze święta, nawet te, które mogłyby być radosne, zmieniają się w smutne marsze, powiewające flagi i dmijcie dudy żałobny rapsod. Zbliża się 11 Listopada, w teorii odzyskanie niepodległości powinno być powodem do hucznej imprezy, toastów szampanem i fajerwerków, ale jak jest, każdy wie. Będą wieńce, pochody, kłótnie polityczne, nuda. I choć mogę nie lubić wielu amerykańskich cech, nie mogę nie zazdrościć im umiejętności świętowania. 4 Lipca jest powodem do festynów, fajerwerków i parad triumfalnych.

Meksykańskie święto odzyskania niepodległości sprawia, że na ulice wylega fiesta a zamki z fajerwerków oszałamiają kunsztem, ludzie tańczą i się radują.  My wolimy na smutno. Jak na imprezach rodzinnych typu imieniny, kiedy po paru głębszych następują gorzkie żale i wywody filozoficzno-polityczne. Zawsze się znajdzie jakaś trumna do dźwigania czy płaszcz pokutny, swary i kłótnie tylko czekają, by wybuchnąć. Licytacja, kto lepszym patriotą, kto wierniejszy bogoojczyźnianej tradycji, świętszy od papieża.
Podobnie zresztą mamy z literaturą. Ta głównonurtowa musi być bebechasta, smutna, depresyjna, pisana przez denko flaszki wódki. Wiem co piszę, jako filolog naczytałam się tego do oporu. Jeśli coś sprawia frajdę czytelnikowi, jest podejrzane, hamerykańskie (czyli be), a na pewno nie jest wartościowe. Na listy lektur raczej nie trafi. Bo dobra literatura ma popchnąć czytelnika w depresję albo alkoholizm. Bo życie jest za smutne, by je znieść na trzeźwo. A jak ktoś zaciesza, to wariat lub idiota. Albo jedno i drugie.
Więc odpalam moje roześmiane dynie z wampirzymi kiełkami. Zamierzam je trzymać aż zwiędną i się zapadną w sobie. Choćby do końca miesiąca. A później zacznę robić dekoracje z małymi aniołkami (i diabełkami, bo co to za fory dla Joshui kosztem Mirona?) i bałwankami.  Nasza codzienna szarość jest zbyt przygnębiająca, skorzystam z każdej okazji, by przemycić do niej trochę koloru i powodu do uśmiechu. Na każdym polu, na jakim zdołam, więc także na łamach moich książek.

Subscribe
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

9 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Popularne
Inline Feedbacks
View all comments
nes
nes
11 lat temu

Oj, z 11 listopada nie jest tak źle. a przynajmniej w Poznaniu 😉 Bo tu mamy w nosie Dzień Niepodległości i świętujemy hucznie imieniny ulicy św. Marcin. Mamy paradę, koncerty, różne zabawy i kiermasz ^^

nes
nes
Reply to  Jada
11 lat temu

A zapraszamy! Jak dasz mi wcześniej znać, to bardzo chętnie cię przegoni… znaczy oprowadzę 😉 W tym roku przypadnie mi robienie za przewodnika dla znajomych z forum 🙂
Ojć… Zapomniałam o jeszcze jednej atrakcji – Rogalach Świętomarcińskich! <3 Półfrancuskie ciasto, oblane lukrem i posypane prażonymi migdałami. A w środku nadzienie z białego maku, bakalii i innych dodatków <3

Ania
Ania
11 lat temu

Z ust mi to wszystko Szanowna Autorka wyjęła!

nes
nes
Reply to  Jada
11 lat temu

Oooo, to koniecznie na Pyrkon się wybiorę 😀 Tak prawdą a Bogiem na żadnym konwencie jeszcze nie byłam 😉
Co do oprowadzania to polecam się! Żałuję jedynie, że nie ma dostępu do pozostałości poniemieckich pod Rondem Kaponiera – miejscówka równie klimatyczna co Pilon (jeśli nie bardziej) – na bank by ci się spodobało! A tak to zostaje Cytadela (gdzie nie-gdzie osunęła się ziemia i wejścia do bunkrów widać :)), Stary Rynek, Katedra… Hmm, i może Fort w Nowym Zoo byłby dostępny do zwiedzania… Muszę się zorientować 🙂

Oksa
Oksa
11 lat temu

Aneto, świetny tekst i jakże prawdziwy. Zgadzam się z każdym słowem i żałuję, że radosne święta są u nas wykorzystywane do masowego smutania się, bo inaczej jest to w złym guście. Bleh.
Halloween to moje ulubione importowane święto, jest tak niesamowicie pozytywne, a jednocześnie nawiązujące do tego, co w życiu lubię najbardziej – innego wymiaru rzeczywistości, czyli fantastyki 🙂
A dobra chociaż ta zupa dyniowa wyszła? XD

Harpia
Harpia
11 lat temu

Wow…a miałam bogoojczyżniano zakrzyknąć – niech szczerżnie Halloween – a ty mi Pisarko taki numer tym tekstem wywinęłaś..:P… racje masz:) mogę niespecjalnie lubić hamerykańskie święto kościotrupków ale równie nie przepadam za naszym narodowym jojczeniem. Zacieszać się lubię – jak to wariat na pełnym etacie 😛 A do paranormalnego odbioru świata mam po prostu sentymenta…:) jak to idiota 🙂 Rację masz Pisarko…:)