Słusznie zbeształa mnie ostatnio jedna z czytelniczek, że strasznie dawno nie zaglądałam na bloga. Biję się w pierś. Zwłaszcza, że powody trudno wyjaśnić. Kojarzycie ten moment na chwilę przed rozdawaniem prezentów gwiazdkowych, albo gdy do urodzin coraz bliżej, albo sylwester dobiega końca i coraz bliżej nowego roku, z którym wiążecie wielkie nadzieje? To ostatnie mamy na tyle na świeżo, że nie powinno być kłopotu z wizualizacją tego napięcia, lekkiego podniecenia, uśmiechu, który wypływa na usta, by zgasnąć, bo jeszcze nie teraz, ale już za chwilę…
Wszystkie te emocje, plus lekki strach, towarzyszy mi teraz. Bo za 5 dni premiera „Bogowie muszą być szaleni”. W teorii nie powinnam się denerwować, bo nie mam żadnego wpływu na to, jak świat (czy też skromniej, polski fragment świata) zareaguje na tę książkę. Napisałam ją i tyle. Docierają do mnie jakieś pozytywne szepty (wciąż niejawne) od tych, co już powieść czytali, ale czas pokaże, czy się przyjmie czy nie. Nerwy jakieś zostają. Ale i ekscytacja, bo przecież za chwilę będzie gotowa, materialna, śliczna jak z obrazka książeczka, dostępna w księgarniach, no czad po prostu. Może za blisko jestem od debiutu, by nie zachwycało mnie to nad wyraz oszałamiające doświadczenie zobaczenia swojej książki na półce w empiku czy innej księgarni.
Jednocześnie, nie mogę zauważyć różnic między czekaniem na premierę Bogów a premierę Złodzieja niemal idealnie rok temu. Bo rok temu byłam anonimowym człowiekiem i wysyłałam Złodzieja w obcy świat, bez cienia pewności, że znajdzie sobie drogę do serc czytelników. Bogowie nie idą w obcy świat. Dora ma już sporo przyjaciół na świecie, ludzi, którzy czekają na kolejny tom, głośno się go dopominali, kiedy nie było pewne, kiedy i czy się pojawi. Wiem już, że Bogom nie grozi bezdomność, bo są domy Doroprzyjazne 🙂 Rok temu siedziałam sobie sama w domu, gryząc ręce. Dziś, po części z winy Komety, hasam po sieci i dobrze się bawię z naszą popapraną kompanią miłośników Thornu. I tylko gdzieś między żołądkiem a wątrobą jakieś kłucie… (dr House na stówę obstawiałby toczeń… na szczęście dla mnie, to nigdy nie jest toczeń), że choć takie czekanie jest milsze, to odpowiedzialność też większa, bo nie chcę zawieść tych co czekali. Uff.
Złodziej był do pewnego stopnia przygrywką, ustawiał pewne wydarzenia w życiu Dory. Mag był kamyczkiem, który poruszył lawinę i do pewnego stopnia to właśnie od Bogów zaczyna się cała historia na dobre. Będzie szybko, mocno, czasem boleśnie, czasem zabawnie, opadają kolejne zasłony skrywające tajemnice i wszystko się zagęszcza. Nie wiem jak dla was, dla mnie ten rok naprawdę zacznie się 9 stycznia…
Wysyłam dziecinę w świat. Do ostatniej chwili mam ochotę przygładzić tu czy tam rozczochrane kosmyki rudej czupryny, ale zbyt przygłaskane nie pasowałyby do skórzanej kurteczki i powycieranych dżinsów, w których dziecina pomyka, więc niech tam wicherki już sterczą.
(Wizualizacja przybliżona, zamiast koszuli dziecina ma na piersi koszulkę AC/DC z wiadomych względów)
No, dobrze, idź i pokaż wszystkim na co cię stać łobuzie, starszy brat ukradł już sporo duszyczek, ty pokaż, że bogowie nawet w szaleństwie mogą dać się lubić. Mamusia pójdzie do kuchni, meliski sobie zrobi, na to kłucie między wątrobą a żołądkiem… bo przecież alkohol nie jest rozwiązaniem, prawda? Nie, meliska… może cały galon… Czy tylko ja mam wrażenie, że im bliżej tym wolniej czas płynie? Może prześpię te kilka dni? Jadowska, weź się w garść, histeryzujesz! Meliska, dużo meliski.
Weź się w garść, AC/DC posłuchaj! 😀
Nie ma co strachać się 😉 Poza tym, meliska jest przereklamowana.
Meliska z gruszką jest świetna. 😉
Dziecina jest już on the highway to hell, więc przygładzone włoski za Chiny Ludowe nie pasują 😉
Ałtorko szalona, nie martwiaj się! Dziecina zadki skopie srogo i jedyne o co możesz się martwić, to o nawał próśb o kolejne opka i tomy 😉
Nes, jeśli tylko o to miałabym się martwić to żadne zmartwienie 🙂 Ale po zatankowaniu jakiś 3 litrów meliski nie martwię się o nic 🙂
Phishy znam meliskę z gruszką, godna jest i zacna, choć pod ręką miałam tylko pomarańczową, którą jeszcze miodem zaprawiałam.
Tess, słucham właśnie, słucham 🙂
Were, na wilki meliska chyba nie działa, za duży współczynnik naturalnej wredoty, by jakieś ziółko mogło ułagodzić.
Koniecznie Smoka sobie uwarz 🙂
Dana, smokiem raczyłam się w tzw przedłużony weekend noworoczny, czyli 30 grudnia – 1 stycznia. Cudo 🙂
Trzymaj się Autorko!My tzn ja,moja córka i koleżanki czekamy niecierpliwie na Twoją książkę, mam nadzieję’ że jakaś księgarnia popełni falstart…Dzięki za opowiadania, które pomogły jakoś doczekać początku stycznia,ciepłe pozdrowienia od Twoich fanek z drugiego końca Polski. Toruń jest magiczny, rownież dzięki Tobie.
Dziękuję Bo! To naprawdę słodkie 🙂 Od razu mi lepiej 😀
Zegar na stronie mówi, że zostało sześć godzin! Tylko? Aż? Ale na pewno będzie dobrze, więc nerwy niepotrzebne. 🙂
Jestem już szczęśliwą posiadaczką drugiej części heksalogii. Nie mogę się doczekać kiedy przeczytam, na razie muszę skończyć inną lekturę ale to kwestia godzin. Bogowie muszą poczekać cierpliwie małą chwilkę ale dla nich kilka godzin to przecież mgnienie oka…:-)
Geez no i co tu tak wymarte. Człowiek zagląda z nadzieją i klęśnie.
Nie samym fejsem czytelnik żyje, może trochę atencji dla oficjalnej strony?
Duża Mała Mi, strona nam się ostatnio buntuje, stąd zaniedbania, na przykład nie wyświetla komentarzy, stąd przegapiłam ten oto. Postaramy się ją okiełznać, bo po tym wpisie było kilka innych, a z jakiś powodów i one przepadły, tzn są, ale nie są widoczne… Kometa i Miś przeklinają ustrojstwo i zmagają się dzielnie, bo tak być nie może 🙂
Już pogodziłam się z faktem, że nie będzie mnie na dniach fantastyki. Mam jednak coś z masochistki i postanowiłam przejrzeć program. Patrzę, a tam: Urban Fantasy – współczesne baśnie w miejskich aranżacjach (Aneta Jadowska). I co? Biję głową w ścianę. Dlaczego więc pisze tutaj? Aby złożyć petycję o jakiś felieton, wpis czy cokolwiek w formie pisanej ogólnodostępnej :):):) Pozdrowienia i weny dużo życzę 🙂
Jusssi, jeśli nie będzie nagrania (a Miś zarzeka się że będzie), coś naskrobię, choć to trochę potrwa. Nie dziękuję za wenę, by nie uciekła 😀