Niezapomniane chwile w klubie Chwila

„Gdyby wszystkie promocje książek tak wyglądały, czytelnictwo znacząco by wzrosło” – powiedział do mnie Michał, perkusista PRL Jamu po koncercie. Nie wiem jak do was, ale do mnie pomysł, by premierę książki uczcić koncertem, drinkami i świetną zabawą, zdecydowanie trafia. Nie wszyscy, którzy chcieli, dali radę przyjechać. Jednych zniechęciła odległość („Aneta, czemu tylko Warszawa?”), innych zima, sesja czy wreszcie zapowiedziany na piątek strajk kolei. Mam nadzieję, że przy następnej okazji nie zatrzyma ich nikt, bo im więcej ludzi emanujących dobrą energią, tym lepiej.

 

Klub Chwila jest specyficzny. Dobre 15 minut rozglądałam się po wystroju, by odnaleźć motyw przewodni, później uznałam, że dobrze jest jak jest, od cytatu ze „Skowytu” wypisanego na ścianie, przez gadżety ze starego dworca kolejowego, plakaty filmowe, absolutnie niesamowitą instalację na suficie, Jockera na barze… boziu, było tam wszystko i wszystko o dziwo tworzyło przytulne i nieprzestylizowane wnętrze. To nie jest jeden z tych barów, w którym wypijasz modny koktail na niewygodnym stołku. Fotele, kanapy, poduchy zachęcały by się rozłożyć, odsapnąć, odpłynąć myślami od codziennych obowiązków.

Nie żeby naszła mnie ochota na drzemkę. Nie w chwili, kiedy chłopaki z PRL Jamu już próbowali sprzęt. Dobrą muzykę czuje się w trzewiach, riffy przenikają przez skórę i wraz z perkusją i basem wprawiają kości w wibracje, ale to wokal jest ostatnią próbą – zaciśnie się węzeł emocji gdzieś na wysokości przepony, albo nie. PRL Jam mają wszystko, co sprawia, że czekałam na ten koncert jak laska na diecie na dzień dyspensy (sobota – urodziny kota, jak mówi moja znajoma, pozwalająca w ten dzień jeść synkowi słodycze). Każdy z muzyków jest fachowcem, każdy z nich potrafi grać/śpiewać, ale dopiero gdy weszli na scenę razem, gdy publiczność zbierała się, emanując zrozumiałym dla mnie podnieceniem, gdy przygasły światła… zadziała się magia. Na Boginię, oni naprawdę potrafią grać. Kocham Pearl Jam. Od siedemnastu lat nieustannie potrafią mnie poruszyć, dodać energii, opowiedzieć, choćby po raz pięćdziesiąty historię, na którą nie pozostanę obojętna, grają na moich emocjach i doprowadzają do łez czy uśmiechu, wedle tego, jak sobie to wymyśli Eddie. Przy takim nastawieniu odbiorcy zespół grający covery nie ma lekko. Ale dali radę, więcej, dali mi więcej, niż się spodziewałam. Byli prawdziwi, czują się w tym repertuarze jak ryba w wodzie, przejęli go na własność, przepoili swoim talentem i emocjami, byli prawdziwi, czego nie można powiedzieć o każdym coverowcu. Nie wiem, jak w szczuplutkim ciele Adama pomieścił się taki kawał głosu, tak jak nie wiem, jak Michał, taki spokojniutki i nieduży przed koncertem, niemal rozniósł bębny swoją energią, nagle potężniejszy i większy. O walorach Miguela, Maćka i Wojtka nie będę wspominać. Może poza tym, że ręce gitarzystów wzbudziły w niektórych dziewczętach tęsknoty za wyskoczeniem z obrączek.

Energia, jaką cała piątka wykrzesała ze sceny, musowała w żyłach. Całkiem zapomniałam, że nie mam już 17 lat i serio, chyba nie miałam więcej niż właśnie tyle. Kobieta nie może nie pokochać mężczyzn, którzy mają taki wpływ na jej mentalną metrykę 🙂

Już sam koncert byłby dla mnie niesamowitym (ukłony dla Misia, który zaraził mnie tym słowem) przeżyciem, a przecież to było coś więcej – było świętowanie premiery mojej drugiej książki, spotkanie z fanami i czytelnikami, okazja do podziękowania za ogrom sympatii i wsparcia, jakie mi okazano przez ten rok, jaki minął od wydania Złodzieja. Jestem sentymentalna i lubię dawać ludziom, których lubię prezenty 🙂 Dziewczyny mogą manifestować swoją sympatię dla książki nosząc t-shirt z Dorą. Były plakaty (dziwne uczucie widzieć swoją gębę na pół ściany), podpisywanie książek i napitek! Oficjalnie, pierwszy raz w realnej knajpie serwowano jadeithy! Trzeba przyznać, że barmanki się spisały, sam Leon nie przyrządziłby ich lepiej.

Wszystkim, którzy stoją za organizacją tej imprezy, Uli, Luizie, Jakubowi i Pawłowi z Fabryki, chłopakom z PRL Jamu, wszystkim fanom, którzy przybyli w śnieżną i mroźną noc (przynajmniej było dla was miejsce w gospodzie) serdecznie dziękuję. Jesteście najlepsi, ekipą, z którą nie może się nie udać.

Aneta.


„Promocja drugiego tomu Heksalogii – „Bogowie muszą być szaleni” – z udziałem zespołu PRL Jam, w Warszawskim klubie Chwila.”
From Jadowska i PRL JAM, posted by Aneta Jadowska (oficjalny fanpage) on 1/26/2013 (65 items)

Generated by Facebook Photo Fetcher 2


Subscribe
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

4 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Popularne
Inline Feedbacks
View all comments
Dana
Dana
11 lat temu

W „Chwili” na pewno było super, atmosfera, muzyka, do tego sama autorka, szkoda, że nie mogłam tam być, chociaż pewnie dziwnie bym się czuła wśród prawie samej młodzieży, trochę nie na miejscu…, Aneta pewnie zaraz rzuci odpowiednią ripostę…, wiem, wiem, każdy ma tyle lat na ile się czuje :-), ja czasem też się czuję jakbym miała dwadzieścia, w głowie mi się nie mieści, że żyję dużo, dużo więcej 🙂

Kometa
Kometa
Admin
Reply to  Dana
11 lat temu

Dana co do tej „prawie samej młodzieży”, to wiesz… po prostu dobrze się trzymamy XD

Dana
Dana
11 lat temu

No cóż, na nic wymówki, następnym razem muszę zabrać córkę, średnia trochę się wyrówna. Aneto, zaczarowałaś mnie swoją prozą, dzień bez wizyty w Thornie to dzień stracony.