Pociąg z szajbą i love story

Naprawdę lubię jeździć pociągiem. O ile nie trafię akurat na strajk kolei, ale to zdarzyło się jak dotąd raz… właściwie trzy razy, ale kto by liczył. Lubię stukot, który ma rytm sprzyjający wymyślaniu historii. Każda podróż to jakiś pomysł, który kiełkować zaczyna już gdzieś między Toruniem a Kutnem (no idea why, ale to zawsze jest Kutno, wcześniej czy później, aż się ciśnie na usta piosenka z okrutnym Kutnem, co miłość jak ręką, nieważne). Podróż pociągiem to na swój sposób sytuacja ekstremalna, wymuszona bliskość obcych ludzi, mała przestrzeń, mnóstwo czasu i jeszcze to siedzenie twarzą w twarz… Plus ja przyciągam wariatów, albo przynajmniej dziwaków. Zawsze tak było. Ma to swoje zalety – moje życie jest dzięki nim ciekawsze, nawet jeśli dość często popaprane. W przedziale zwykle jestem zamknięta z prawdziwymi indywiduami. Może zresztą nie jest to prawdą, może każdy na swój sposób jest indywidualnością, z której pociąg wyciąga lekką szajbę, lub historię, której nie opowiedzieliby (słownie lub swym zachowaniem) w innych okolicznościach.

Czasami to historia miłosna. Raz jechałam ze starszym facetem, który patrzył się na mnie z dziwnym uśmieszkiem, by gdzieś w okolicy Włocławka (nawet do Kutna nie poczekał!) wypalić z pytaniem: „jakiego koloru są pani sutki?” Nie czekając na odpowiedź, której zresztą nie dostał, zaczął snuć opowieść o dziewczynie, z którą zdradzał swoją żonę trzydzieści lat wcześniej. Pod pozorem podróży służbowych (sprzedawał dywany) wpadał do zajazdu pod Włocławkiem, by zażywać chwil przyjemności z Halinką, ponoć ślicznotką, choć trudno powiedzieć na pewno, bo podobno jako żywo ją przypominam. Pan się rozwodził ze szczegółami na temat anatomii Halinki, zwłaszcza zaś malinowych sutków, które na jasnym tle skóry doprowadzały go do szaleństwa. Halinka zresztą zerwała z nim po kilku miesiącach, kiedy zaręczyła się z kierowcą ciężarówki. Żona do dziś o niczym nie wie. Nikt nie wie. Cóż, ja wiem i właśnie o tym piszę. Należy uważać, komu opowiada się swoje tajemnice. Pisarze bywają cholernie niedyskretni, kiedy nie wiąże ich tajemnica przyjaźni – a wspólna podróż do Łodzi pod taką więź nie podpada. Swoją drogą, pan trzymał w sobie tę historię 30 lat, jak się czuł, kiedy wreszcie mógł ją powiedzieć na głos, całkiem obcej osobie? Czy to stukot pociągu sprawił, że wypłynęła z niego opowieść, czy moja jasna karnacja, jako żywo budząca wspomnienia mlecznego ciała pani Halinki, nie wiem.

Czasami bywają opowieści z mrocznej strefy horroru. Ostatnio inny starszy pan postanowił uświadomić mi, jak paskudne są pluskwy. Nie szpiegowskie, ale jak najbardziej żywe, wytrwałe, gryząco-swędzące pluskwy. Zainspirował go fakt, że siedzieliśmy w przedziale, który do niedawna był pierwszą klasą (luksus 6 siedzeń, nie 8 w przedziale) czyli jest nadzieja, że pluskiew nie ma… bo czytał ostatnio artykuł, że bywają w pociągach, ale może będziemy mieć szczęście… choć by na to nie liczył, bo jednak kolei spada na psy… co mu przypomina inną podróż, do Nowosybirska i pluskwy kłębiące się nawet na drewnianych ławkach w poczekalni dworcowej… Kiedyś kupił okazyjnie tapczan, a w nim gniazdo pluskiew gratis… Opowiadał o nich tak obrazowo, że aż mnie ciarki przechodziły i całe ciało psychosomatycznie zaczęło swędzieć. Do dziś nie wiem, dlaczego są horrory o skorpionach, wężach, pająkach, a nie o pluskwach… wszak jak nic nadawałyby się na straszaki horrorowe. Super pluskwy, nie do ubicia Rajdem czy innymi środkami. Nawet arszenik na nie nie działa. Po zagładzie ludzkości zostaną w zdrowiu, całe sześć lat będą czekać na nową cywilizację i żywicieli, aż się staną przeźroczyste i różowawe, ale niech tylko pojawi się człowiek, ach! Żarłoczne, wygłodniałe pluskwy dopadną go i do cna wysączą z niego krew, aż same staną się pękatymi beczułeczkami hemoglobiny… Niech chwała będzie stacji Starachowice, że wreszcie nadeszła, wyzwalając mnie od wizji pluskiew podbijających kosmos.

Szpiegowskie historie też się zdarzają. Pewien pan, tak się składa, że znany mi z twarzy aktor z teatru muzycznego w Łodzi, prowadził przez telefon rozmowę z kobietą. „Wiesz, o kim mówię? Nie? Nie, nie mogę powiedzieć nazwiska… poczekaj, wyślę ci smsem”. Chwila przerwy, kiedy wstukiwał nazwisko obgadywanej osoby na klawiaturce swojego iphona. „Taak, nie żartuje, no dokładnie, sama wiesz, jaki on jest i słusznie zgadujesz, nie był sam… poczekaj, napiszę ci smsem z kim był…” Nie wiem, czy męczył się tak ze względu na współpasażerów (wśród nich ja, zasłonięta JFKem Żambocha i chichocząca z cicha, kiedy facet znów zawieszał połączenie i stukał smsy) czy też inne względy zmusiły go do omijania w rozmowie nazwisk… może po prostu lubi pisać smsy. Albo miał słabszy dzień i szajba wypłynęła bliżej powierzchni.

Wsiadając do pociągu, nigdy nie wiem, na kogo trafię. Bywały misjonarki po 80-tce, które wróciły na emeryturę z Afryki i im ciągle zimno, więc jeśli nie zamierzam przykrywać się swoją kurtką, to może mogłabym ją na chwilę wypożyczyć, a nie zapomną o mnie w modlitwie. Młodociani zakochani, którzy prowadzili telefoniczny flirt przerywany przez nadopiekuńcze mamy „mamo, mówiłem ci, tata mnie odbierze z dworca, ale będę w Łowiczu dopiero za godzinę”. Młoda fotografka, która opowiada siostrze o swoich podróżach po świecie za skoczkami narciarskimi, bo robi o nich duży materiał i właśnie wróciła z Helsinek. Dwóch młodych mężczyzn po europeistyce wschodnioeuropejskiej, którzy dyskutowali o polityce Rumunii tak, jak zwykle Polacy dyskutują o naszej lokalnej, z pełnym zaangażowaniem. Młodzi aktorzy z amatorskiego teatru podróżujący na przegląd teatralny w towarzystwie różowego, plastykowego flaminga naturalnych rozmiarów. Nic z tego nie wymyśliłam. Za każdym razem trafia się coś ciekawego. Może zresztą nie jest tak, że mam jakieś szczęście do ciekawych ludzi, ale każdy człowiek ma w sobie coś ciekawego, jeśli się dobrze przyjrzeć, a w pociągu, w ciasnym przedziale, w turkotliwym hałasie nie ma się wiele do roboty i mam czas na obserwacje współpasażerów. Zabieram ze sobą książkę, ale zwykle zdołam przeczytać znacznie mniej niż zakładałam… Za to zawsze jest coś, co warto zanotować w notesie 🙂 W styczniu sporo jeździłam. Jaki już osiądę na dłużej, coś z tych notatek trzeba będzie wykorzystać… choć nie czuję się gotowa na napisanie horroru o pluskwach…

Subscribe
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

7 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Popularne
Inline Feedbacks
View all comments
Blair
Blair
11 lat temu

Hahahahaha……
Powinnam częściej jeździć pociągami. ^v^

Mi
Mi
11 lat temu

Kutno powiadasz? Ja na Kutno z innej strony, ale indywidua ciekawe owszem, zdarzają się.

Czarownica
Czarownica
11 lat temu

Podróże kształcą – widać, że to prawdziwe powiedzenie 🙂

Joyce
Joyce
Reply to  Czarownica
7 lat temu

As Charlie Sheen says, this article is „WNIGINN!”

Dana
Dana
11 lat temu

Takie obrazki z podróży też są ciekawe, no i proszę nawet znalazło się miejsce dla AJ i JD akurat w temacie. 🙂

nes
nes
11 lat temu

To jak spotkasz w przedziale walniętą bandę, z której jedna osoba ma różowego jednorożca, kolejna wlazła na półkę do bagażu, a jeszcze kolejna usiłuje się wcisnąć pod siedzenia, to wiedz, że tam siedzieć część Twoich fanów będzie 😀