Historia ekstraordynaryjna z widmem końca roku w tle

Pamiętacie, jak bardzo ładnie prosiłam o zdjęcia pt. „Gdzie poniosło Złodzieja”, a wy mnie bezdusznie zignorowaliście? Gdybym miała poobijane ego, szukałabym jakiejś wymówki dla was, ale na szczęście potrafię wziąć prawdę na klatę. Przebolałam brak zdjęć. I prawie zapomniałam o mojej jakże uprzejmej prośbie, kiedy dość nieoczekiwanie dostałam maila od kobiety wyjątkowej, znanej bywalcom mojego FP pod tajemniczym nickiem Anne Blacksmith. Dzięki niej, wiem, że „Złodziej dusz”  dotarł pod ryżowe strzechy w formie tak niezwykłej, że wciąż budzi mój podziw.

Czytaj dalej „Historia ekstraordynaryjna z widmem końca roku w tle”

Pochwała dyń i kościotrupów

Wczuwam się w listopad. Lampion dyniowy format XXXL gotowy, kilka ozdobnych dyń w malowniczej grupce dekoruje telewizorek,  zupa dyniowa na obiad i jeszcze pestki do skubania przed kompem, czysty zysk! Czekam na wieczór, by odpalić świeczki w środku i cieszyć się efektem. Warto było zanurzając ramię po łokcie wyciągać mokre i zimne dyniowe flaki. Na cześć „Wilka w owczej skórze” lampion XXXL ma wampirze kiełki.

Czytaj dalej „Pochwała dyń i kościotrupów”

Post apo, czyli refleksje pocoperniconowe

Jeźdźców było czterech, Śmierć, Wojna, Głód i Zaraza… a świat po ich przejeździe, nigdy nie wyglądał już tak samo. Jako tegoroczna personifikacja Zarazy, starałam się być litościwa i mało zJADliwA, ale cóż, z naturą nie wygrasz.
Próbuję sobie przypomnieć ze szczegółami przebieg konwentu… Czytaj dalej „Post apo, czyli refleksje pocoperniconowe”

Samotność długodystansowca

W gruncie rzeczy pisanie to dość żmudna i skazująca na samotność robota. Jestem ja i kartka. Jeśli mam szczęście, kartka dość szybko zapełnia się literkami a historia nabiera tempa, życia i dowcipu bez wysiłku czy bólów porodowych. Zwykle tak jest – ja i kartka, smętnawy duecik, plus moi bohaterowie zaludniający moją łepetynkę. Czytaj dalej „Samotność długodystansowca”

Czego zazdroszczę Winchesterom?

To było nieuniknione, krążyłam wokół tego serialu już jakiś czas, aż wpadłam w wir kolejnych odcinków (za samą wpadkę mogłabym winić nieco Tess czy dziewczęta od blogu „Przyczajona logika, ukryty słownik”, ale że mam sporo frajdy z oglądania, trudno mówić o winie, prawda?). Zresztą, czego tu nie lubić? Wampiry, demony, duchy, nadnaturalne stworzenia różnej maści, bracia Winchester i mnóstwo zabawy… cóż, ewidentnie jestem targetem tego serialu. Czytaj dalej „Czego zazdroszczę Winchesterom?”

The truth is out there, czyli co zrobił z naszą wyobraźnią Fox Mulder

Są rzeczy, zjawiska, filmy czy książki, których znajomość/nieznajomość pozwala mi datować ludzi niczym kulturowa wersja datowania węglem C14. Ostatnio rozmawiałam ze znajomym z netu, gdy wyznał, że nie ma pojęcia, kim jest Fox Mulder, zapaliła mi się lampka alarmowa. Wiedziałam, że chłopak jest bardzo, bardzo młody. Wedle mojej skali, nie ma możliwości, by osoba urodzona przed 1990 rokiem nie wiedziała, kim jest Fox Mulder! To fizycznie niewykonalne. Dorastając w latach 90. można było nie kochać Z Archiwum X, ale nie można było nie wiedzieć o fenomenie tego serialu. Wymierały ulice, rodziny staczały pojedynki o pilota (konflikt pokoleń!!!), poszerzała się skala tego, co uznajemy za możliwe, wiarygodne, istniejące lub niesamowite. Czytaj dalej „The truth is out there, czyli co zrobił z naszą wyobraźnią Fox Mulder”

Fangirling w pełnej krasie, czyli co musi mieć bohater, by zaiskrzyło

Dzisiejszy wpis zainspirowany jest przypadkiem klinicznym fangirlingu, z którym ostatnio mam dość dużo do czynienia. Obserwuję i staram się nie chichotać, pamiętając, że i mnie nie raz dopadło to zgubne zjawisko. Oto 25 letnia kobieta, inteligentna i zabawna, z dystansem do życia i siebie wystarczającym, by uznać żałosność swojego zauroczenia wyznaje ze skruchą, że nie mija, że się nasila i chyba oszaleje. Właśnie przygotowuje ołtarzyk. Czytaj dalej „Fangirling w pełnej krasie, czyli co musi mieć bohater, by zaiskrzyło”

O wychodzeniu z impasu i magii pisania

 

Wena, szlachetne dziewczę o urodzie smukłej a nienachalnej. Jedna z tych grających niedostępną, domagająca się atencji i adoracji, kapryśna nieco i rozwydrzona. Bez wątpienia kobieta. Od zawsze fascynowały mnie rytuały, metody i sztuczki, którymi pisarze je ujarzmiali, z myślą o dotrzymaniu terminów u wydawcy. Nie, żebym się zrównywała, przeciwnie, za pocieszające uważam, że nawet najwięksi się zmagali z problemem poskromienia złośnicy. Czytaj dalej „O wychodzeniu z impasu i magii pisania”

Wiedz, że coś się dzieje…

A dzieje się całkiem sporo.

Na fanpagu mojego wydawnictwa pojawiła się długo oczekiwana informacja o planach wydawniczych dotyczących kolejnych tomów heksalogii. Wygląda na to, że jesień nasza i to w większym stopniu, niż miałam nadzieję –  nie jeden a dwa tomy mają ukazać się na jesień. „Bogowie muszą być szaleni” i „Zwycięzca bierze wszystko”, zmasowany atak na polskie księgarnie. Wygląda na to, że przed końcem świata zdołamy machnąć trylogię.

Czytaj dalej „Wiedz, że coś się dzieje…”

Czas na pisanie, czyli co łączy pisarza i pandę?

            Największym błogosławieństwem mojej, nazwijmy to mocno na wyrost, kariery literackiej było stypendium doktoranckie. Na szczęście nikt nie rozliczył mnie z tego, że co najmniej kilka miesięcy z czasu opłacanego przez szlachetne UMK poświęciłam nie na konstruowanie doktoratu, a na pisanie rozrywkowej powieści, przez którą niejeden profesor osiwiałby ze zgrozy, że coś tak niepoważnego może mieć jakiś wspólny mianownik ze światem akademickim. Czytaj dalej „Czas na pisanie, czyli co łączy pisarza i pandę?”